Zlot Globtrotterów 2012 – Zellerreit k. Monachium
Zlot Globtroterów, to organizowana od ponad trzydziestu lat impreza, której celem jest integracja (i edukacja) niemieckiego środowiska podróżniczego. Zlot odbywa się pod opiekuńczymi skrzydłami Daerr Expeditionsservice GmBH, niemieckiej firmy organizującej wyprawy i szkolenia oraz handlującej sprzętem turystycznym. Jako że członkowie rodziny Daerr, założycieli firmy, sami sporo podróżują, Zlot pozbawiony jest atmosfery sztuczności i nachalnej komercji. Jest za to doskonałą okazją żeby spotkać innych miłośników podróży, posłuchać o wyprawach w przeróżne zakątki Ziemi oraz dokompletować ekwipunek albo na prowadzonym przez firmę stoisku (gdzie ceny większości przedmiotów raczej odrzucają), albo na pchlim targu, który rozsiany jest po całym obozowisku.
Co do spotkań z podróżnikami: nasze pierwsze miało miejsce już w drodze na zlot, kiedy w lusterku wstecznym zobaczyłem przeciskającą się pomiędzy innymi autami wyprawową toyotę. „Oho” – mówię do Karoliny – „już ja wiem dokąd oni jadą”. Błysnąłem awaryjnymi, toyociarz odpowiedział halogenami i tak już sobie jechaliśmy dalej wraz ze Stephane, kierowcą toyoty, oraz jego małą córeczką, przez cała drogę przylepioną do szyby. Kemping rozbiliśmy wspólnie, a gdy następnego dnia dołączyła do nas kolejna toyotowa załoga, zrobił się już mały integracyjny podobóz, pod dobrze sformułowanym przez Stephane hasłem: „nie ważne czym się jeździ, liczy się pasja”. Nieporównanie lepiej było nam w tym towarzystwie, niż z sąsiednimi landrowerowcami, sprowadzającymi dyskusję do rozważania przewagi LR nad innymi markami oraz wyliczającymi drogie gadżety zamontowane w swoich autach.
Poza spotkaniami nieformalnymi, udawaliśmy się też ochoczo na organizowane w głównej sali prelekcje z relacjami z podróży, podczas których szczególne wrażenie zrobiły na nas opowieści Karla Luegera, który opowiadał o mistyce Himalajów oraz o symbolice i wierzeniach ludów Afryki Zachodniej. Nie było czuć w tych opowieściach buty i ironii, widocznej czasami w relacjach turystów różnej maści. Było za to zrozumienie, sympatia i niezwykły dar obserwacji, dzięki któremu ze zdjęć biła magia przeżyć i obrazów wyraźnych, jakby samemu przemierzało się pustkowia Sahary.
Były też prelekcje które nas odrzuciły: na przykład opowieść o komercyjnej wyprawie kamperami do Chin (powtórka z roku ubiegłego), jak i niezbyt składna relacja z wyprawy dookoła Morza Czarnego.
Zupełnym hitem z kolei była prezentacja Klausa i Eriki Daerr, obejmująca pierwszy fragment ich podróży dookoła świata: Afrykę. Choć trwająca półtora godziny (czyli tyle ile przeciętny uniwersytecki wykład), ani na chwilę nie nużyła słuchacza. Anegdoty o oddziale wojska pomagającym zmieniać koło w ciężarowym kamperze czy o trwającym dwa dni wykopywaniu auta z błota, były okrasą fantastycznych zdjęć i krótkich filmów. Nasi współ-obozowicze opowiadali później że spotkali Daerrów w Australii i w pełni potwierdzają nasze wrażenie z prezentacji – że jest to małżeństwo przemiłych, wspaniałych ludzi.
W czasie poza prelekcjami i biwakowaniem, buszowaliśmy na pchlim targu. Nie odbywa się on w określonym miejscu obozu, tylko przed poszczególnymi campingami wystawione są rzeczy których dotychczasowi użytkownicy chcą się – z reguły za grosze – pozbyć. Pchli targ jest też doskonałą okazją do podpatrzenia cudzych patentów na zabudowy, mocowania, plandeki i inne przydatne cuda. Poza tym już samo oglądanie pojazdów którymi zlotowicze przyjechali jest niezgorszym przeżyciem: poza wszechobecnymi land roverami i toyotami land cruiser, pełno jest też zabudowanych unimogów i starych ciężarówek Mercedesa. Zdarzyło się też kilka perełek z działki LR, m. in.:101 Forward Control oraz oryginalny LR 130 Camel Trophy. Poza tym kilka Pinzgauerów, Laplanderów i sporo innych maszyn, o których nieuchronnie nasuwa się myśl, czy ich właściciele zabierają je gdziekolwiek dalej niż na krajowe zloty. Nie brakło też namiotów rozłożonych przez podróżników przybyłych zwykłymi osobówkami. Bo w końcu „nie ważne, czym się jeździ…”.
Podobnie jak w ubiegłym roku, w tym również zlot był okazją również do późnonocnych biesiad, okraszonych dodatkowo wieściami z kolejnych meczów Euro. W odróżnieniu od ogarniętej piłkarską gorączką Polski, na rozległej łące koło Zellerreit głównym tematem rozmów były jednak podróże.
I to one przyciągną nas tam również za rok!
Tekst i foto: Artur Pilaciński