Pamir Highway – pierwsze kilometry.
Nasze motocykle mozolnie wspinają się na liczącą 4 200 n.p.m. przełęcz Kyzylart, na której szczycie znajduje się przejście graniczne pomiędzy Kirgistanem a Tadżykistanem. Myliłby się ten, kto sądzi, że trasa wiedzie gładkim asfaltem! Oj, bardzo by się mylił! Czerwona twarda niczym beton glina, ostre kamienie, niespodziewane dziury.
Kilometr za kilometrem wspinamy się wyżej i wyżej a motocykle coraz bardziej dostają zadyszki. Nie ma się co dziwić. Z doliny Alay położonej na 2500 m.n.p.m wdrapujemy się w góry Pamiru na ponad 4 tys. m.n.p.m.
Pierwsze zabudowania graniczne nie wyglądają imponująco. Rozrzucone w pozornym bezładzie budki, baraki i baraczki. W każdym oficer, który oczekuje kolejnych papierów, zapłaty kolejnych opłat i wydający kolejne glejty.
Biurokracja i nieporządek to jedno a serdeczność i życzliwość pograniczników to drugie. Nasz widok, dwóch umęczonych i zmarzniętych motocyklistów wywołuje u nich szeroki uśmiech na twarzach. Ciężko zresztą być poważnym i groźnym, gdy zarówno im jak i nam wysokość utrudnia normalne oddychanie.
Od słowa do słowa, od uśmiechu do uśmiechu, dalszych formalności dopełniliśmy w ciepłym pomieszczeniu popijając świeżo zaparzoną herbatę i zagryzając pysznymi herbatnikami. Jest miło, ale droga czeka. Nie zamierzamy przecież spędzić wieczoru na przejściu granicznym! Trzeba szybko kończyć, aby zdążyć znaleźć miejsce na obozowisko przed zmierzchem.
Zaraz za przejściem granicznym droga lekko prowadzi w dół, wijąc się pośród brunatnych skał. Raz za razem przecinana jest przez niewielkie strumyki powstałe z topniejącego na szczytach gór śniegu. Naszą determinację w pokonywaniu dziur i nierówności potęguje świadomość, że za kilkanaście minut zajdzie słońce. Myśl o rozbijaniu namiotu po ciemku pomaga mocniej odkręcić gaz i szybciej pokonywać zakręt za zakrętem.
Nagle naszym oczom ukazuje się widok majestatycznego jeziora Kara Kul. To powstałe w wyniku uderzenia meteorytu jezioro ma głębokość dochodzącą do 250 metrów i obwód blisko 52 kilometry a nad jego brzegami znajduje się tylko jedna mała wioska.
Gdy znużeni zsiadamy z motocykli, sądzimy, że rozbicie namiotów to drobiazg. Czynność powtarzana dziesiątki razy i znana na pamięć. Lecz co to? Cóż za zaskoczenie! Kilka ruchów i ciężko złapać oddech. Parę kroków do pobliskiego strumienia i zadyszka. Ups, łatwo nie będzie. To mój pierwszy biwak na takiej wysokości i okazuje się, że nawet proste czynności wymagają ogromnego wysiłku.