Off Road Show – To są nasze targi !
Relacje należy pisać na gorąco, gdy emocje jeszcze nie opadły, a to co widzieliśmy i kogo spotkaliśmy wciąż siedzi nam w głowach.
W miniony weekend 5-6.11.2016 w Warszawie odbyła się piąta – rzec by można jubileuszowa – edycja Off-Road Show Poland. Imprezy z zapałem organizowanej przez Mirka Bugajskiego, który nie bacząc na co raz pojawiających się malkontentów robi swoje.
Jakie więc są to targi?
Fajne czy nie fajne?
Duże czy małe?
Cóż, mogę je oceniać jedynie z perspektywy widza i zwiedzającego. Nie prowadzę warsztatu samochodowego i nie sprzedaję akcesoriów terenowych. Nie zamierzam także prowadzić ankiety o ich opłacalnośći wśród znajomych, którzy taki biznes prowadzą. Nie komentuję więc czy cena metra kwadratowego przekłada się na liczbę klientów i ilość tysięcy złotych w zamówieniach.
Dla mnie coroczny Off-Road Show to święto!
Możliwość zobaczenia najfajniejszych terenówek w Polsce. Możliwość dotknięcia nowości sprzętowych, spotkanie bardziej doświadczonych kolegów, dopytanie się o radę.
Wchodzę na stoisko klubu Mercedesa G-Klase i widzę trzy wypasione kampery zaprojektowane i zrobione od podstaw w Polsce. Samochody przemyślane i świetnie wykonane. Co ważne ich właściciele faktycznie jeżdżą po świecie i chętnie opowiadają o swoich konstrukcjach. Patrzę, parę metrów dalej widzę MB 500 4×4 „kwadrat”, cenna takiego to blisko półtora miliona złotych. Źle? Gdzie można dotknąć takie auta? W Genewie? W Dubaju?
Naprzeciwko, na stoisku Rayo4x4 także cała gama solidnie przerobionych pojazdów. Jest pomarańczowy Land Crusier J80 z chyba najfajniejszą zabudową tyłu jaką w tym modelu widziałem, jest Defender 110 z całym podnoszonym dachem, który przekształca samochód w wygodnego kampera, jest czarny jak smoła Mercedes G z pełną lista gadgetów Front Runnera.
A cóż na stoisku Land Cruiser Adventure Club?
Cała stajnia zabytkowych J40 na czele z autem Piotra Kulczyny, który w 2013 objechał takim traktorem pół Azji a w tym roku dotarł na Półwysep Kolski. Jest także 100-tka Michała Reja, jest treningowy Hilux Adama Małysza, jest i oczywiście najnowszy Hilux anno domino 2016 jakiego można zamówić u dealera.
Długooo podziwiałem mojego faworyta w kategorii wyprawówki – Rambler. Auto totalne, kosztujące 200 tyś Euro mające wszystko co przyjdzie Wam do głowy i drugie tyle co przyszło do głowy jego projektantom. Pojazd oparty na podwoziu Mitsubishi Fuso lecz w całości wykonany w Polsce nie może się nie podobać! Może być za drogi, może ktoś nie lubi kamperów ale nie można go nie docenić.
A dalej, na stoisku z którego nieprzerwanie depeszował Arek Kwiecień z Terenowo.pl stało COŚ nie zwykłego. Nazywa się to-to HELLCAT 6.2 HEMI, ma 700 KM, portalowe mosty i telewizor w środku. Jest pojazdem z piekła. Absolutnie pięknym. Szaleńczo drapieżnym. I śmiertelnie kosztownym.
U Steelera po raz pierwszy na żywo widziałem najnowsze zawieszenie Old Man Emu BP-51. U Terenowca mogłem poważnie porozmawiać na temat ładowarek impulsowych CTEK. A praktycznie na każdym rogu potykałem się o wyciągarki, od najtańszych za tysiąc do takich po dziesięć tysięcy złotych.
Tradycyjnie nie zabrakło Off-Road Rescue Team, Turystów4x4, Land Serwisu, Jeepa i wielu, wielu innych. Hala pękała w szwach.
Czy było idealnie?
Nie, idealnie nie było. Jak co roku słychać było dyskusje i pojękiwania.
Że do dupy, bo tylko jedna hala.
Że brak importerów i dealerów aut seryjnych.
Że nie było wystraczająco dużo sportu.
Że spotykają się tylko znajomi a dla wystawców to koszt i bez sensu.
Że goście od lat ci sami.
Że wejście jest drogie a godzina parkingu to 5 zł.
I tak dalej, i tak dalej.
I wszystko to prawda. Tylko wiecie co ja sądzę?
„To jest miś na miarę naszych możliwości. My tym misiem otwieramy oczy niedowiarkom!
Mówimy: to jest nasz miś, przez nas zrobiony i to nie jest nasze ostatnie słowo!”
Zawsze trzeba chcieć więcej i szerzej ale trzeba także doceniać to co już się osiągnęło.
Do zobaczenia za rok.
Marcin