Sołowki. Miało być inaczej
Jest chłodny i wilgotny poranek.
Nie. Deszcz nie pada.
Szare chmury napawają jednak niepokojem. Cholera wie, co z tego będzie, rozpogodzi się czy, jak w poprzednie dni, zacznie padać?
W porcie w miejscowości Kiem, a dokładnie na jej przedmieściach w Raboczieostrowsku, tłoczą się obładowani tobołkami ludzie. Ci, którzy wybierają się jedynie na parę godzin, mają tylko czarne reklamówki BOSS-a, a w niej domowej roboty kanapki i przeciwdeszczowe peleryny. Inni, zamierzający spędzić u celu parę dni, taszczą wielkie plecaki z przywiązanymi karimatami, butami, menażkami. Tłum jest spory i wydaje się stanowić mieszankę emigrantów oraz małorolnych chłopów.
Punktualnie o 7:30 stalowy trap prowadzący na zdezelowany statek „Wasilij Kosjakow” zostaje opuszczony, a wielka ruska baba zaczyna dyrygować ruchem i sprawdzać bilety.
Porządek musi być!
Najpierw grupy zorganizowane.
Następnie pionierzy, potem zwykli turyści.
Po kolei! Nie pchać się, nie przeciskać! Czekać na swoją kolej!
Rejs na Wyspy Sołowieckie rozpoczęty. Za dwie godziny będę w jednym z najświętszych miejsc prawosławnej Rosji.
Tzw. Sołowki można wagą i znaczeniem przyrównać do naszej Częstochowy. Tak jak klasztor na Jasnej Górze stanowi symbol oporu i chrześcijańskiej tradycji ziem polskich, tak powstały w XIV w. klasztor sołowiecki od 600 lat jest ostoją prawosławia na północy imperium. Rozbudowywany od maleńkiej samotni dwóch mnichów, Germana i Sawwacjusza, poprzez drewnianą zabudowę w XV w. i kamienną twierdzę powstałą w XVI w., nieustanie stanowił najdalej na północ wysuniętą świątynię prawosławia. W XVIII w. stawił skuteczny opór atakom szwedzkiej floty. Przez cały ten czas był nie tylko ośrodkiem religijnym, ale także gospodarczym i kulturalnym.
Ze względu na swoje położenie już za czasów carskich Wyspy Sołowieckie były miejscem zsyłek przeciwników władzy. Jednak prawdziwie koszmarnym i tragicznym rozdziałem w jego historii są lata 1920-1939, gdy na wyspach funkcjonował obóz pracy o zaostrzonym rygorze, tzw. SŁON (Sołowieckij Łagier Osobiennogo Naznaczenija), przez który przewinęło się nawet 170 tysięcy ludzi, a przeszło 20 tysięcy zginęło.
Aż do lat 90-tych XX w. klasztor pozostawał we władaniu władz świeckich i dopiero Gorbaczowowska pieriestrojka pozwoliła na zwrot zabytku Cerkwi Prawosławnej i rozpoczęcie prac remontowych w celu przywrócenia blasku jednemu z największy klasztorów Rosji.
Tak oto na pokładzie statku, który swoje najlepsze czasy miał jakieś 30 lat temu, zmierzam do perły rosyjskiej architektury.
W pamięci mam Sobór Zmartwychwstania Pańskiego w Sankt Petersburgu i Sobór Wasyla Błogosławionego w Moskwie, pamiętam, jak wyglądał kazański kreml i kreml w Astrachaniu. Teraz wyobrażałem sobie miejsce magiczne – na wyspie, na Syberii, daleko o ludzi.
Rzeczywistość jednak powala. Dosłownie.
Nasz statek przybija do przystani, na której czekają ci, których można się było spodziewać. Najbardziej stęsknieni turystów mieszkańcy wyspy – właściciele prywatnych kwater, taksówkarze, sprzedawcy pamiątek i lodów, przewodnicy.
Po przebrnięciu przez rozgorączkowany tłum trafiam na piaszczystą drogą ciągnąca się wśród starych i zaniedbanych domów aż do monastyru.
Niestety moje oczekiwania zderzyły się z prowincjonalną rosyjską rzeczywistością.
Z jednej strony klasztor sołowiecki to zabytek, którego ilustracja widnieje na pięćsetrublowym banknocie, z drugiej miejscowy przewodnik, wskazując na niczym niezabezpieczony, zapewne trzystuletni fresk umieszczony na zewnętrznej ścianie, mówi: „Proszę spojrzeć. Oto ostatni, jaki się ostał. Proszę zwrócić uwagę na unikalne kolory, póki to jeszcze możliwe. Dwa sąsiednie są już praktycznie niewidoczne, a ten zniknie za parę lat.” Dlaczego nikt o niego nie dba? Dlaczego choćby jakiejś płachty nie powiesić?
Idziemy dalej. Po bruku, który był świadkiem setek lat historii, jeżdżą koparki wożące cement potrzebny do odbudowy. Jednak 10 metrów dalej ten sam bruk jest ręcznie czyszczony z kurzu! Tu dbamy, tam rozjeżdżamy.
Dlaczego?
W odnowionej cerkwi, która jest pokazywana turystom jako ukończona rewitalizacja, gdzie za dwa tygodnie ma przybyć metropolita Kirył (odpowiednik naszego prymasa), cały ikonostas jest wydrukowany na drukarce i oprawiony w plastikowe ramy. Tak, to nie jest pomyłka. Ikony są wydrukowane niczym w Druk24. Czy Cerkiew jest tak biedna, że nie stać jej na porządną restaurację? Jakoś nie sądzę.
Dobra, starczy mi już wycieczki po monastyrze, chcę się dowiedzieć więcej o gułagu.
Po muzeum są dwie wycieczki z przewodnikiem dziennie. Jedna zaczyna się o godzinie, gdy pierwszy statek przybija do przystani, a więc nie ma szans, by się na nią zdążyć, bo trzeba pokonać 2 km dzielące przystań od muzeum. Druga zaczyna się pół godziny przed odpłynięciem statku powrotnego. Wiec także nie ma szans, aby się na nią załapać! Pozostaje mi czytać przewodnik i oglądać eksponaty w ciszy.
Nie, nie żałuje tego krótkiego pobytu na Wyspach Sołowieckich. Jest to kolejne doświadczenie. Lepsze, gorszę, nieważne. Podróżujemy po to, aby doświadczać. Chyba było to za szybko, za bardzo po łepkach. Będzie kolejna okazja. Na pewno jeszcze tam wrócę.
Marcin