Zimowa podróż Transsybirem
Ech, te stereotypy.
Co gorsza, przez stereotypy postrzegamy świat i to one często rządzą naszym życiem. Tylko od nas zależy, czy będziemy im ulegać i bezmyślnie je powtarzać, czy odważymy się sprawdzić, jak naprawdę wygląda świat wokół nas.
Sam wiele lat temu odkryłem, że to, co czytam o Wschodzie, to, co słyszę o Rosji, to, co powtarzają media, to jest prawda jakby niekompletna i bardzo jednowymiarowa. Walcząc więc ze stereotypami i chcąc samodzielnie wyrobić sobie opinię, zapuszczam się na Wschód coraz to dalej i coraz to głębiej, aby poznać i zrozumieć trochę więcej.
Okres tegorocznych świąt Bożego Narodzenia spędziłem w podróży z Moskwy do Irkucka sławną Koleją Transsyberyjską. Po kilku dniach w pociągu dalej pojechałem lokalnymi środkami komunikacji nad Bajkał.
Spróbujmy zmierzyć się z kilkoma stereotypami.
Moja podroż rozpoczynała się na Dworcu Jarosławskim w Moskwie, skąd ruszał pociąg „Rassija” zmierzający aż do Władywostoku. Zająłem swoje miejsce w jednym z czteroosobowych przedziałów z piętrowymi łóżkami ze świeżą i czystą pościelą, telewizorem i klimatyzacją. Bez jakiś wielkich bajerów, ale schludnie i nowocześnie. Pociąg taki można porównać z naszym Intercity. Oczywiście było to duże zaskoczenie, bo spodziewałem się syfu i zabytków poprzedniej epoki. Rzecz jasna, jak wszędzie w Rosji, nie może się obyć bez paradoksów. Gdy na jednym końcu wagonu znajdziemy genialny wynalazek, czyli samowar z wrzątkiem, dzięki któremu o dowolnej porze dnia i nocy możemy zrobić herbatę lub zalać gorący kubek, to na przeciwległym końcu wagonu jest jedynie ubikacja.
U-b-i-k-a-c-j-a.
Nie łazienka, nie prysznic.
Ubikacja z malutką umywalką.
Cała podroż z Moskwy do Władywostoku trwa 7 dni.
Wnioski proszę wyciągać samemu.
Dlaczego, do cholery, nikt nie pomyślał, że kilkadziesiąt osób jadących przez parę dni pociągiem może chcieć umyć coś więcej niż tylko ręce?
Zapewne słyszeliście, że Kolej Transsyberyjska jest tania. No więc nie jest! Podróż pociągiem sypialnym na trasie Moskwa-Irkuck (w Święta) to wydatek około 1200 zł od osoby. Podróż trwa 75 godzin, czyli trzy noce i cztery dni. To jest kawał drogi, blisko 6 tys. km i cztery strefy czasowe. Co ciekawe, lot samolotem na tej samej trasie to 5-6 godzin i tylko 800 zł. Ciężko jest pojąć rosyjską logikę.
Oczywiście, można znaleźć rozwiązanie bardziej ekonomiczne. Istnieje opcja podróży w pociągach z otwartymi wagonami, tzw. platzkartami. Problem w tym, że wraz z redukcją kosztów wydłuża się czas podróży. Jeśli masz dużo urlopu, może to być zaletą, niestety, jeśli czas jest ograniczony, to musisz wydać kilka stów więcej.
Ja do pociągu wsiadałem dokładnie w południe na 4 dni przed Sylwestrem i w moim przypadku każda dodatkowa godzina oznaczałaby ryzyko picia szampana w kolejowym wagonie zamiast nad Bajkałem.
Kolejny stereotyp podpowiada, że drogie bilety kupują tylko biznesmeni, a ja wybrałem wariant komfortowy i banalny. Otóż nie. Tak jak w Polsce na trasie Warszawa-Wrocław czy Katowice-Poznań można spotkać pełny przekrój społeczeństwa, tak i w Transsybirze spotkamy każdego: typowego Saszę z Nowosybirska, żołnierza na przepustce, handlowca w delegacji czy rodzinkę wracającą na Święta do domu. Jeśli gotowi jesteśmy pogadać, przełamać lody i spróbować dowiedzieć się o tych ludziach czegoś więcej, to Kolej Transsyberyjska jest do tego idealna. Długie rozmowy ze współpasażerami prowadzi się równie dobrze na platzkarcie, jak i w przedziale sypialnym o drugiej w nocy.
Wiadomo – wszyscy chleją wódkę szklankami na umór i wychwalaj Putina. Prawda? Otóż nie!
Najważniejszym wyposażeniem każdego pasażera nie jest pół litra wódki, a paczka herbaty, kilo cukru (koniecznie w kostkach) oraz zupka chińska. Bez takiego zestawu nikt nie rozpoczyna podróży. Dopiero potem w bagażu można zmieścić flaszkę. A rozmowy przy herbacie czy wódce są o wszystkim. Ludzie różni, to i poglądy różne. Warto konfrontować nasze wyobrażenia o świecie z rzeczywistością.