Gruzja 2012
Od dawna marzyło nam się zdobycie Gruzji – całość na początku nieco przerażała – tyle kilometrów od domu, zupełnie nieznany region, i do tego cała logistyka związana z przygotowaniem samochodów. Baliśmy się wielu rzeczy: od mocno ograniczonego czasu na ten wyjazd, po ewentualne awarie aut na trasie. Mimo wszystko chęć eksplorowania tego kraju zminimalizowała wszelkie inne problemy. W końcu, na początku czerwca odważyliśmy się wyruszyć w świat, zapakowaliśmy się w nasze Discovery i pojechaliśmy… Jechaliśmy przez Rumunię, Bułgarię, Turcję by ostatecznie osiągnąć cel – Gruzję.
Naszym pierwszym przystankiem było Batumi – uznawane za światowy kurort. Dalej dzielnie ruszyliśmy na wschód, kierując się jedną z kilku głównych dróg przez Adżarię i Meschetię. Po drodze zdarzało nam się zjechać z wytyczonych szlaków, bywało, że bezradnie staliśmy przed ścianą grzbietów Kaukazu Małego, bo śnieg uniemożliwiał przeciskanie się najwyżej położonymi drogami. Wtedy niezrażeni, szukaliśmy innego dojazdu. Przedzierając się przez kolejne pasma, dotarliśmy do Wardzi – jednego z tych nietuzinkowych miejsc, które faktycznie należy zobaczyć w tym kraju. Zdobyliśmy Płaskowyż Dżawachecki i (kierując się na wschód) docierając do Gór Samsarskich, mieliśmy okazję ujrzeć ich najwyższy szczyt – Didi Abuli (3300 m n.p.m). Droga, mimo typowo offroadowego charakteru, nie przysparzała problemów, poruszaliśmy się po głazach, luźnych kamieniach i szutrze. Wzmocnione opony AT dały sobie radę bez uszkodzeń. Wyniosłe wulkany, wygasłe przed tysiącami lat, tworzą niezwykłą scenerię, rozrzucone dokoła pola kamieni, kiedyś były lawą wyrzucaną w atmosferę. To niezwykła okazja, że mogliśmy „zdobyć” ten rejon, bo w przewodnikach traktowany był po macoszemu, nie znaleźliśmy żadnych wzmianek o przejazdach tymi okolicami.
Później nasza droga wiodła wzdłuż granicy z Armenią, a dalej z Azerbejdżanem. Sunęliśmy na przełaj, kierując się punktami nawigacyjnymi, wyznaczonymi jeszcze w Polsce. Opieraliśmy się na zdjęciach satelitarnych – stąd nic dziwnego, że drogi często okazywały się korytami wyschniętych rzek lub szczelinami zerodowanej ziemi. Po drodze zahaczyliśmy o kompleks monastyrów David Gareja, prawie wjeżdżając na stronę Azerbejdżanu, a jeszcze wcześniej do czynnej bazy wojskowej. Następnie obraliśmy za cel wioskę Omalo, położoną w samym centrum Tusheti, jednego z najbardziej malowniczych regionów. Postraszeni nieco przez wszechwiedzący Internet, mieliśmy pewne obawy co do przejezdności tej drogi. Była połowa czerwca a wszyscy trąbili, że trasa do Omalo jest do końca miesiąca nieprzejezdna – najwyższa przełęcz jaką udało nam się osiągnąć samochodem miała zostać niezdobyta ze względu na zalegający śnieg. Ale jak to, my nie przejedziemy?! Spróbowaliśmy i odcinek kilkudziesięciu kilometrów jaki pokonaliśmy przez dwa kolejne dni był urzekająco piękny.
Owszem śnieg był, ale nie w takiej ilości aby zagrodzić nam drogę ostatecznie. Nie da się opisać w paru zdaniach tego co oferuje zmotoryzowanemu podróżnikowi droga do Omalo. To wieczna jazda nad kilkusetmetrową przepaścią z tłem nieziemskich widoków na Kaukaz. Punkt kulminacyjny to przełęcz Abano na wysokości 2926 m n.p.m. i wszystko to po drodze szutrowej z ciągłymi zwężeniami i zupełnie bez żadnych zabezpieczeń. Kolejnie po prędce „zaliczyliśmy” Tbilisi -naszym głównym celem nie jest zdobywanie miast, ale szlaków, dlatego wspólnie zadecydowaliśmy jechać dalej. Kolejnie przyszedł czas na gruzińską drogę wojenną – widoki przepiękne, jazda na sporej wysokości, przez większy odcinek towarzyszące nam góry, ale nie należy zapomnieć, że jest to jedyna droga łącząca Rosję z Gruzją. Z tego powodu trasą przemieszcza się regularnie ruch tranzytowy, a co za tym idzie sporo ciężarówek. Niewątpliwie psuje to klimat tej drogi. Końcówka, świątynia Cminda Sameba w Kazbegi– Klasztor Trójcy Świętej – jeden z punktów „must see”, jeśli jest się w Gruzji. Dzień poświęciliśmy na okolicę. Na koniec zwiedziliśmy jeszcze Swanetię – znaną ze swojej odrębności kulturowej, nawet językowej. Charakterystyczne dla całej Gruzji wieże obronne, klimatyczne domy zbudowane z kamienia występują tam w nasileniu i co najważniejsze są one użytkowane w stu procentach. Swanetia to również obszar, którego odpuszczenie byłoby wielkim błędem. Kilkaset kilometrów terenowej jazdy, strumieni, podjazdów i zjazdów, towarzyszących im widoków najwyższych szczytów Kaukazu w tym Szchara, mierząca 5193 m n.p.m., będąca marzeniem alpinistów i Ushba, która pokonała wiele istnień ludzkich.
Mam świadomość, że Gruzja staje się coraz bardziej popularna i jej pierwotna „dzikość” zanika. Mimo tego zawsze znajdziemy coś ciekawego, urzekającego co spowoduje, że będziemy chcieli tam wrócić. Ciekawi ludzie, niepowtarzalne scenerie, klimatyczne osady, ciężko przedstawić to w słowach. Jeśli myślimy o niezwykłym miejscu na ziemi i ma być to relatywnie niedaleko to mimo ograniczonej egzotyki Gruzja plasuje się na wysokiej pozycji mojej listy. Po wyprawie, którą zorganizowaliśmy wiem, że jest to kraj niezwykle bogaty i ma do zaoferowania nieograniczone przestrzenie, a niezależność jaką daje nam poruszanie się własnym środkiem transportu potęguje doznania.
W przyszłym roku znowu wybieramy się do Gruzji, tym razem planujemy lecieć samolotem i wynająć na miejscu samochody. Zapraszamy : )
Adventure Tour
www.adventuretour.pl