Zlot Land Rovera na 60-lecie marki.
W dniach 20-21 września w podwarszawskim Nieporęcie odbył się pierwszy oficjalny zlot Land Rovera. Warto rozszyfrować tą skomplikowaną nazwę.Przede wszystkim „oficjalny” – czyli organizowany przez importera marki do Polski firmę JLR Polska. „Pierwszy” bo wcześniej takiego nie było.
Oczywiście pojawia się pytanie czy importer zdecyduje się na organizowanie drugiego i trzeciego oficjalnego zlotu? Podobno, tak. Taka impreza dla najpopularniejszej marki samochód terenowych w Polsce jest bardzo potrzebna.
Podczas zlotu można było obejrzeć i dotknąć chyba każdego możliwego modelu Land Rovera.
Począwszy od najstarszych Serii przez całe zastępy Defenderów i Dyskotek aż do modeli najnowszych. Organizator postarał się aby odwiedzający zobaczyli najbardziej egzotyczne konstrukcje, jak opancerzony Huzar, trzy osiowy pojazd dla górników czy naprawdę świetnie wyglądającą karetkę off-road na bazie Defendera 110. Zlot był także świetną okazją do zobaczenia konstrukcji przeznaczonych do sportu gdzie chyba największe wrażenie robił Discovery 3 przerobiony przez Alberta Gryszczuka na potrzeby startów w Dakarze.
Dla uczestników zlotu przygotowana był super lajtowa trasa po okolicznych łąkach i szutrowych drogach. Jej główną atrakcją była zabawa na wielkiej piaskarni gdzie miło było patrzeć jak nowiutkie Discovery i Range Rovery próbowały swych sił w starciu z ich poprzednikami z przed kilkunastu lat.
Oczywiście żaden porządny zlot Land Rovera nie mógł by się odbyć bez części tzw. wystawowo-targowej.
Ci którzy wykorzystują swe pojazdy do czegoś więcej niż odwożenie dzieci do szkoły wiele czasu spędzili oglądając (a być może i kupując) to co wystawcy akcesoriów dla nich przygotowali. A było na co popatrzeć! Nie zapomniano również o najmłodszych dla których różne grupy ratownicze przygotowały bardzo ciekawe zajęcia z udzielania pierwszej pomocy.
Mimo niesprzyjającej aury i drobnych niedociągnięć Zlot był naprawdę fajny. Sądzę że wielu, wielu jego uczestników liczy, że ta lub podobna impreza na stałe zagości w kalendarzu.
Text i foto: Marcin Gerc