Transsyberia 2003 – pre rajd [część 1]
Marcin Gerc[/box]
Text i zdjęcia: Lech Duliński (2003)
Generalnie w magię nie wierzę. Może trochę w przypadek. Ale co powiecie na taką historię? Dwóch nieuleczalnych marzycieli snuje mocno zaawansowane plany wspólnej wyprawy na Syberię. Niby mają wszystko – Defendera TD5 i Discovery 300TDI, warsztat przygotowujący samochody pod ręką – jeden z nich, Lech Duliński, jest właścicielem Morgan Car System – serwisu Land Rovera w Warszawie, trochę pomysłów na pozyskanie sponsorów i patronatu medialnego, czas by też się znalazł. Brakuje jednak tego… Czegoś. Może trochę odwagi a może (nazwijmy to po imieniu) szaleństwa.
Rozmowy zostają zawieszone, choć pada w nich wstępny termin. 1 kwietnia. Jest to trochę zabawa w Prima Aprillis, a może też sposób na rodziny, które do końca nie będą wiedzieć – prawda czy fałsz…Ostatecznie jeden z nich wyjeżdza swoim Defenderem TD5 do …Afryki, drugi natomiast rzuca się w wir pracy (zgadnijcie, który…). Temat jednak powraca. Tak jak powraca się z Czarnego Lądu.
A co z tą magią, zapytacie? Otóż nasi bohaterowie nawiązują kontakt z Romkiem Koperskim, w światku off-roadowym znanym głównie z tego, iż pokonał Syberię na trasie pierwszej samochodowej wyprawy z Zurichu do Nowego Jorku. Na kołach. Samotnie. No i napisał o tym książkę. Otóż właśnie Romek, stały bywalec Syberii i jej wielki miłośnik, gdy dowiaduje sił o planach i marzeniach Lecha i Dominika, natychmiast proponuje im udział w wyprawie mającej na celu wyznaczenie trasy rajdu TransSyberia 2003 – najdłuższego jak do tej pory rajdu terenowego, którego trasa wiedzie od Atlantyku po Pacyfik. Wyprawa ma odbyć się jak najszybciej, gdyż „TransSyberia 2003” rusza we wrześniu, a roboty z taką imprezą jest naprawdę sporo. I tu dochodzimy do sedna tych hiromancko-parapsychologicznych rozważań. Otóż Romek, zupełnie niezależnie i bez żadnych nacisków wyznacza datę rozpoczęcia ekspedycji na 1 kwietnia!!! I nie jest to prima aprillis.
I jak tu nie wierzyć w cuda? Miało tak po prostu być. I koniec.Czasu nagle zrobiło się niewiele a roboty przy samochodach i ekwipunku masa. Disco wymaga bez mała kapitalnego remontu, a i Defender powrócił z Afryki na kołach co prawda, ale z kilkoma ranami. Discovery dostało nowy bagażnik, auta zostały wyposażone w baterie halogenów na dachach, wyciągarki, potężne przednie orurowania, siatki chroniące lampy i chłodnice, obudowy drążków kierowniczych, hełmy na mosty. W zawieszeniach wymieniono sprężyny. Tu wybór padł na wyroby australijskiej firmy King Springs. Auta poszły w górę o 2 cale, a technologie zastosowane przez Australijczyków (w końcu jak ktoś ma np. 1300 km po piwo w jedną stronę…) pozwalają wierzyć w ich wytrzymałość w momencie załadunku samochodów.
Długo trwały dyskusje dotyczące opon. Oczywiście starły się dwie szkoły. Jedna wyznawców hard core’owych MT-ków, bo szosą i tak się da, a jak będzie trudno to wtedy pokażą, co potrafią. Druga opcja to założenie „All Terrain”, bo po czarnym długo, a jak będzie ciężko naprawdę to i guma nie pomoże… Do chwili złożenia materiałów do druku spór trwał, także o typie zastosowanego ogumienia poinformujemy już po powrocie. Charakter ekspedycji będzie wymagał całkowitej niezależności, w związku z czym samochody służyć mają jako domy, kuchnie, serwisy, garderoby, apteki i schronienia przed „dziką zwierzyną”. Samych części zapasowych mamy tak ze 250 kg ,do tego liny i szekle, sprzęt biwakowy (kuchnie, butle gazowe, naczynia, zapas jedzenia na 6 tygodni), ciuchy, śpiwory, kombinezony OP-1, łopaty, siekiery, hi-lifty, kanistry na paliwo i wodę, kilka dętek i po dwa koła zapasowe na auto, narzędzia i zestaw płynów eksploatacyjnych na wymianę i tak dalej , i tak dalej… Naprawdę mały Mt. Everest do zabrania. Trzeba to na dodatek dobrze spakować, pamiętając o rozkładzie obciążeń i o tym, iż samochody będą się poruszać w ciężkim terenie, gdzie każda rzecz musi być zakotwiczona na stałe, by nie stanowiła poważnego zagrożenia jako „pocisk ruchomy niesterowalny” wewnątrz auta. Masę samochodów gotowych do drogi szacujemy na jakieś 3/3.5 tony. Ot i sztuka czyż nie !!! Jeżeli chodzi o jednostki napędowe to tu już nic nie kombinowaliśmy, są jakie są – zdaliśmy się na fabrykę. W początkowej fazie przygotowań szukaliśmy sponsorów, ale ponieważ nie przynosiło to żadnych efektów i czuliśmy się jak namolni akwizytorzy, zrezygnowaliśmy z tego. Owszem jest zainteresowanie telewizji czy gazet ale na zainteresowaniu się kończy. Cóż jesteśmy już prawie gotowi i wszystko zawdzięczamy sobie i to jest cudowne…
cdn..