Bajkał Ice Marathon czyli jak biegłem przez Syberię
Od kilkunastu kilometrów mozolnie biegnę w śniegu po kostki. Stopy zapadają się w miękkim i zmrożonym puchu a każdy krok, każde odepchnięcie się od podłoża następuje z małym poślizgiem. Wiatr podrywa drobinki lodu, którymi ciska w twarz a trasę przysypuje kolejnymi warstwami śnieżnego puchu. Jeszcze kilka minut wcześniej wiał z ukosa, w ramią, ale teraz czuję jak przesuwa się ku twarzy. Na początku, półtorej godziny temu był moim sprzymierzeńcem. Wiał w plecy. Pomagał biec. Spodziewałem się go, nie był zaskakujący, a lekkie podmuch pozwalały nabrać szacunku do otaczającego nas zimowego żywiołu.
Bajkał. Jest 23C na minusie. W sam raz na tyle, aby chroniący szyję i twarz Buff zamarzał na kość od potu, który wytwarza rozgrzane biegiem ciało. To niesamowite do czego zdolny jest ludzki organizm! Niby tak zimo a ja się pocę !
Będąc ubrany ledwo w biegowe spodnie, koszulkę termiczną i windstopper w ogóle nie odczuwam zimna. Oczywiście czuję, że jest zimno. Jednak szybka praca serca, szybko tłoczona krew, rozgrzane mięśnie zdają się mówić, że komfort termiczny jest zachowany.
Byle się nie zatrzymać.
Gdy pół roku wcześniej sprawdzałem informacje dotyczące maratonu, dowiedziałem się, że trasa biegu jest wcześniej odśnieżona przez mały spychacz i de facto jest wąską ścieżką przez zasypane śniegiem jezioro. Naiwnie sądziłem, że będę biec niczym po zimowym Lesie Kabackim.
Bajkał to gigantyczne jezioro o długości prawie 700 km i szerokości dochodzącej do 80 km, trasa maratonu prowadzi z … do Listwianki w miejscu gdzie szerokość jeziora wynosi tyle co trasa maratonu, czyli niewiele ponad 42 km. Tak olbrzymia powierzchnia nie może być niestety gładkim lodowiskiem.
Pod wpływem falowania wody, gruba na ponad metr tafla lodu pęka, tworząc olbrzymie połacie lodu, często o rozmiarach kilku kilometrów. Zderzają się one ze sobą, wypiętrzają na w górę lub tworzą niebezpieczne szczeliny.
Bajkał Ice Marathon (BIM) to kameralna impreza. Tu nie ma tysięcy uczestników, którzy przepychają się na starcie i walczą o lokatę na mecie. Na Syberię dociera garstka zapaleńców. Co roku w BIM bierze udział niewiele ponad sto osób z całego świata. Są wśród nich gospodarze, czyli Rosjanie, wielu Polaków, nie braknie wszechobecnych Chińczyków, mamy Anglików, Niemców, Francuzów, Hiszpanów, Włochów, są Amerykanie.
W większości są to faceci, ale nie brakuje też kobiet. Co ciekawe, wielu biegaczy jest już kolejny raz. Dzień przed startem zapytałem Steva, mojego towarzysza z hotelowego pokoju, dlaczego jest tu kolejny raz, ten zamyślił się chwilę i odparł:
„Zrozumiesz to już jutro, na starcie” – powiedział.
Ranek wita nas pięknym słońcem i mrozem -23C. Pogodna idealna aby zmierzyć się z Bajkałem.
Startujemy punktualnie 9:30 aby przez kolejne cztery może pięć, może sześć godzin mozolnie pokonywać kilometry zmarzniętego jeziora.
Mija 15-ty km biegu, docieram do punktu żywieniowego. Trochę orzechów, daktyle, banany, jakieś cukierki. Co najważniejsze gorąca herbata.
Jezu, jak ten ciepły napój cudownie rozgrzewa wnętrze.
Garść rodzynek, jeszcze łyk herbaty i dalej w drogę.
Jest dobrze.
Przychodzi jednak załamanie pogody.
Gdy startowałem, było zimno, ale świeciło słońce a w oddali widziałem wyraźne kontury przeciwległego brzegu. Teraz otacza mnie śnieżnobiały tuman pędzącego śniegu a widoczność spada do kilkudzesięciu metrów.
Wiatr nie wieje już w ramię a mocno zacina w twarz. Już ciężko ją chronić. Pokrywa się lodem. Tężeje coraz bardziej z każdą minutą.
Zamarznięty na kamień Buff tworzy sztywny gorset na szyi. Nie mogę założyć neoprenowej maski, bo gdy tylko ją naciągam zaczynają parować mi okulary i natychmiast pokrywają się szronem, ograniczając widoczność jeszcze bardziej.
Zresztą bez względu na to czy okulary są zamarznięte czy nie, widoczność zaczyna być poważnym problemem. Wzmagający się wiatr obniża także odczuwalną temperaturę, która realnie spada mocno poniżej -30st C.
Nasza biegowa ścieżka oznakowana jest czerwonymi niewysokimi chorągiewkami wbitymi w śnieg. Teraz silny wiatr zaczyna je wyrywać i całkowicie zasypuje ścieżkę. Paradoksalnie łatwiej biec po zamarzniętym śniegu obok trasy, bo ten zapewnia stopom jakieś oparcie.
W takich warunkach dobiegam do 21 km. Półmaraton.
Czuje się absolutnie ok. Oczywiście nieco zmęczony, ale gotów napierać dalej.
Nagle, zupełnie niespodziewanie dalszy bieg zostaje przerwany na polecenie służb bezpieczeństwa (MczS). To pierwszy taki przypadek w czternastoletniej historii Ice Bajkal Marathon! Po raz pierwszy warunki zmieniły się na tak złe, że impreza została przerwana ze względu na zagrożenie życia uczestników.
Faktycznie. Wszystko było dobrze, póki można było przebierać nogami. Jednak ze względu na silny wiatr i powstające zaspy, bieg z kilometra na kilometr stawał się coraz trudniejszy. Wystarczyło zatrzymać się na parę chwil a rozgrzany organizm błyskawicznie ulegał wychłodzeniu. Niestety najlepszym tego dowodem były odmrożenia u kilku osób chwilę po przerwaniu biegu.
Byliśmy ewakuowani z trasy maratonu na dwudziestym pierwszym kilometrze.
Wiatr w tym miejscu była tak silny, że poduszkowce, które po nas dotarły , miały trudności z poruszaniem się. Były spychane z kursu. Trudno im było nabrać prędkości i sterować. Wiatr pokazał, że może być żywiołem, przed którym człowiek klęka.
Na szczęście organizatorzy byli przygotowani na złą pogodę. Na półmetku był postawiony duży ogrzewany namiot, poduszkowce systematycznie zabierały na brzeg kolejne grupy uczestników i co najważniejsze nie brakowało gorącej herbaty. W takich warunkach nie czuliśmy się zagrożeni.
Po dotarciu na brzeg ze łzami w oczach, że jednak nie skończyłem maratonu, mijając przekrzywiony banner META, spotkałem Steva.
„To co? Widzimy się za rok?” – pytamy się wzajemnie.