11 Listopada – Parada Samochodów Militarnych GAZ 69
Rankiem 11 listopada, ze wsi Palmiry wyjechały trzy militarne samochody Gaz 69. Podążały krętą leśną szosą przecinającą Kampinoski Park Narodowy. Do każdej maszyny przytwierdzony był drzewiec, na którym powiewała flaga narodowa. Biało-czerwone barwy wyraźnie odcinały się na tle jesiennego krajobrazu i wprowadzały odrobinę życia w ten chłodny, mglisty poranek.
Kierowcy spoglądali nerwowo na zegarki i odruchowo dociskali prawą nogę do podłogi. Prawa ręka co jakiś czas wędrowała na lewarek zmiany biegów w poszukiwaniu wyższego przełożenia. Jednak seryjna trójka pozwalała jedynie na wyciśnięcie 70 km/h. Huk opon i łopotanie plandek zwracały uwagę pojedynczych osób, które pieszo maszerowały przez las. Żeby urwać trochę cennego czasu kierowcy ścinali zakręty, a spod kół wylatywały fontanny złotych liści zalegających na poboczu.
Wszyscy zdawali sobie sprawę, że z przeciwka od strony Truskawia podąża druga, bardziej liczna kolumna, a spóźnienie nie wchodzi w grę. Dostrzegli się wzajemnie dopiero na ostatniej prostej, w miejscu gdzie asfalt przechodzi w bruk. Samochody zbliżały się do siebie z dużą prędkością a kierowcy byli już w stanie rozpoznać wzajemnie swoje twarze. Nagle, jak na komendę, we wszystkich pojazdach rozświetliły się tylne czerwone światła. Charakterystyczny pisk wdarł się w leśną ciszę, a kolumny zaczęły zjeżdżać na parking znajdujący się po zachodniej stronie szosy, formując jednocześnie wspólny szyk. Dziewięć samochodów militarnych Gaz 69, wyposażonych w biało-czerwone flagi robiło ogromne wrażenie.
Kiedy silniki zgasły, z wnętrza pojazdów zaczęły wychodzić kolejne osoby. Wkrótce okazało się, że jest ich ponad dwadzieścia. Przywitali się ze sobą, wymienili uściski dłoni, a następnie ruszyli wzdłuż stalowej ściany, której powierzchnia pokryta rdzą rozdarta była licznymi otworami przywodzącymi na myśl zaciekłe działania wojenne. Zmierzali w kierunku trzech białych krzyży usytuowanych na granicy sosnowego lasu. Do pokonania mieli dwieście metrów pośród nazwisk, dat, symboli.
Szli powoli, niosąc na czele rozpalony znicz. Obserwował ich Janusz Kusociński i Tomasz Stankiewicz. Obaj wrócili wspomnieniami do pierwszej połowy XX wieku kiedy na stadionach płonęły olimpijskie znicze. Ogień symbolizujący najwyższe wartości okazał się dla nich bardzo szczęśliwy. Polscy sportowcy zdobyli medale w Mieście Aniołów i w Mieście Miłości. Nie sądzili wtedy, że kolejny znicz połączy ich dopiero w Palmirach – Miejscu Pamięci.
Symboliczny płomień stal się dla zebranych pretekstem do poznania historii miejsca, w którym się znajdowali. W ciszy wysłuchali harcerskiej gawędy na temat człowieka, który nosił zarówno pseudonim Góra, jak i Dolina. Dowiedzieli się o wielkim wybuchu, który wstrząsnął okolicą oraz leśnikach, którzy wbrew logice, z przerażeniem obserwowali pojawiające się w puszczy zagajniki.
W drodze do samochodów wszyscy zatrzymali się jeszcze przed marmurową tablicą, na której wykute były słowa: „Łatwo jest mówić o Polsce, Trudniej dla niej pracować, Jeszcze trudniej umrzeć, A najtrudniej cierpieć”. Następnie biało-czerwona kolumna wyruszyła w kierunku Warszawy, aby na Placu Piłsudskiego wspólnie z resztą Polaków odśpiewać Mazurka Dąbrowskiego.
Kim byli, co ich łączy i dlaczego 11 listopada spotkali się w Palmirach? W zasadzie ciężko powiedzieć. Część z nich zna się bardzo dobrze, inni widzieli się pierwszy raz w życiu, jeszcze inni spotykają się sporadycznie przy okazji podobnych wydarzeń. Wśród nich znaleźli się miłośnicy historii, podróży, medycyny, psów, gier komputerowych, fotografii i motoryzacji. Pozornie łączy ich tylko absurdalne połączenie radzieckiego samochodu z biało-czerwoną flagą w dniu polskiego święta niepodległości.
W praktyce 11 listopada w Palmirach pojawili się ludzie, którzy widzą sens organizowania oddolnych inicjatyw. Pomimo całkowicie innego podejścia do życia jako jednostki udało im się wspólnie stworzyć ciekawe wydarzenie. Udowodnili, że wbrew powszechnej opinii Święto Niepodległości nie musi kojarzyć się z podziałami. I prawdopodobnie nie jest to ich ostatnie słowo…
tekst: http://gazbrothers.com/